„Spełniłem marzenie, bo po prostu o nim nie zapomniałem” – rozmowa z Andrzejem Jankowskim znanym jako Captain Andy
Będąc na środku morza, z dala od portu, człowiek zdany jest tylko na siebie. Z drugiej strony, żeglowanie daje poczucie wolności, okiełznania natury, a także pozwala sprawdzić się w ekstremalnych sytuacjach. Dla niektórych staje się również sposobem na życie. Andrzej Jankowski znany jako Captain Andy, żeglarz, mówca motywacyjny, pisarz i podróżnik przebył tysiące mil morskich, […]
Będąc na środku morza, z dala od portu, człowiek zdany jest tylko na siebie. Z drugiej strony, żeglowanie daje poczucie wolności, okiełznania natury, a także pozwala sprawdzić się w ekstremalnych sytuacjach. Dla niektórych staje się również sposobem na życie. Andrzej Jankowski znany jako Captain Andy, żeglarz, mówca motywacyjny, pisarz i podróżnik przebył tysiące mil morskich, przepływając setki portów i zatok odbywając tym samym nie tylko podróż po morzach i oceanach, ale przede wszystkim w głąb siebie. Dziś, dzieląc się swoimi doświadczeniami, daje siłę do działania i inspiruje innych.
Marshall Real Estate: Wielu z nas choć raz, chciało porzucić dotychczasowe życie i wyruszyć w podróż w „nieznane”. Okazuje się jednak, że mało kto ma wystarczająco dużo odwagi żeby zrobić ten krok. Jak Pan sądzi Kapitanie, dlaczego akurat Panu udało się zrealizować swoje marzenie?
Capitan Andy: Po pierwsze, każdy z nas ma takie czy inne marzenia już w dzieciństwie. Ja chciałem od dziecka zostać podróżnikiem i pisarzem. Spełniłem to marzenie, bo po prostu o nim nie zapomniałem (śmiech). Rzucając się w wir edukacji w wieku młodzieńczym, a potem w relacje z innymi ludźmi oraz pracę w dorosłym życiu zapominamy, że to nasze unikatowe Życie nosimy w sobie. A jeśli to Życie jest nasze, to możemy je kształtować w dowolny sposób. Tyle, że większość z nas dość szybko zapomina o dziecięcych marzeniach i dorasta, a w praktyce wchodzi w koleiny etap tzw. normalnego życia, jakim żyją inni. I mają do tego prawo, ale to nudne (śmiech). Moje życie jest codzienną przygodą i wyzwaniem, bo takie lubię. Do tej pory pisałem o życiu, teraz rozpoczynam pisanie nowej książki – o miłości, ale od pisania wolę realne Życie i Miłość. Mam wizję, ale i odwagę, by to co wymyślam przekształcać w rzeczywistość, ale uwaga! Marzenia to nie słodkie obrazki z pocztówki. Ich realizacja kosztuje często bardzo wiele wyrzeczeń i ciężkiej pracy.
MRE: Czy w takim razie moment, w którym podjął Pan decyzję o wyruszeniu w pierwszy dłuższy rejs był jakimś szczególnym w Pana życiu?
CA: Większość z nas tkwi w swoim życiu jak w letargu. Dopiero duży kryzys finansowy, rozstanie czy choroba nas z tego wyrywa. U mnie było inaczej. Nigdy nie czekam na „zakręt”. Realizowałem to, co zaplanowałem. Jestem bardzo konsekwentny, ale nie wkładam w projekt cały czas maksimum energii, aby się nie wypalić. Robię coś tylko wówczas, gdy przynosi mi to przyjemność, bo dobre i piękne Życie, to moje hobby, a nie obowiązek.
MRE: W jednym z tekstów dotyczących Pana książki „Nazywam się życie” można przeczytać, że „Opisuje prawdziwe historie człowieka spełnionego. Inspiruje i zachęca do tego, żeby żyć, a nie tylko egzystować.” Kogo Pana zdaniem można określić mianem człowieka spełnionego?
CA: Mnie (śmiech). Moja piękna Malena (jacht żaglowy, z jednej z najlepszych stoczni na Świecie: Hallberg Rassy 352) zacumowała na dłużej w pięknej i ciepłej Grecji, a ja w tym czasie tłumaczę swoją pierwszą książkę „Nazywam się Życie” na język angielski więc niebawem wydam „My name is LIFE”. Żyję codzienną przygodą: Morze Śródziemne, Karaiby czy każde inne miejsce na świecie, gdzie tylko chcę. Lubię również powracać do Warszawy, mojego ukochanego rodzinnego miasta. Kiedy idę do mojego ulubionego baru i zamawiam rum lub whisky i palę cygaro, to uśmiecham się sam do siebie, bo jestem spełnionym człowiekiem. A tajemnica tkwi w tym, ze nie czekam aż ktoś coś za mnie zrobi, nie obwiniam życia lub innych ludzi, tylko sam zawsze biorę się „do roboty”. Taka filozofia marzeń przekładanych od razu na działanie doprowadziła mnie do miejsca, w którym teraz jestem. Żegluję, podróżuję, żyję całkowicie swoim, wolnym Życiem. Piszę książki, spotykam się z moimi czytelnikami, współpracuję z firmami, a przez dzielenie się swoimi historiami i doświadczeniami, motywuję ludzi do działania. Żyję życiem, które sam wymarzyłem i stworzyłem.
MRE: Płynąc w daleką podróż, większość czasu znajdujesz się na środku morza bez możliwości zawinięcia do portu. Musisz być przygotowany na wszystko. Na co należy więc zwrócić uwagę planując taką wyprawę?
CA: Przede wszystkim trzeba poznać samego siebie. Ja siebie znam i sobie ufam. Na lądzie jestem zwariowany, ale na morzu odpowiedzialny i bardzo zorganizowany. Jako kapitan mam często na pokładzie gości, załogi. Jedni mają doświadczenie żeglarskie, a dla innych to pierwsza wyprawa. Muszę przewidywać za nich i za siebie wszystko, co może się wydarzyć i starać się temu przeciwdziałać. Taka wyprawa to zatem czynnik ludzki, ale i jacht. Mój to Malena, z jednej z najdoskonalszych stoczni Świata: Hallberg Rassy. Na morzu nie liczy się jak łódka wygląda, ale czy jest dzielna. Mój jacht taki jest. Wynajmujemy czasem z załogami w różnych zakątkach świata jachty barterowe i żeglujemy razem, spędzając cudowne chwile. Te jachty są bardzo różne, ale potrafię wówczas doradzić, jaki najlepiej wybrać, by połączyć przyjemne wakacje z bezpieczeństwem. Faktycznie jednak: „na wodzie trzeba być przygotowanym na wszystko”.
MRE: Jak więc wygląda kwestia noclegu na otwartym morzu?
CA: Idziemy do dobrego hotelu i… oczywiście żartuję. Nie śpimy zbyt dużo podczas dłuższych rejsów, ani ja ani moje załogi. Jednak od setek lat mamy wypracowany tradycyjny system wachtowy. Pozwala to i na pracę i na wypoczynek. Bywa jednak że sam nie spałem niemal dwie, trzy doby stojąc za sterem w ekstremalnym sztormie i burzy. Dla wprawionych żeglarzy nie będzie to zapewne nic skomplikowanego, ale dla żeglarzy śródlądowych może być to duże wyzwanie… Jednak, gdy po takim rejsie zawijamy do bezpiecznego portu, to każda komórka ciała mówi mi, że dałem radę i czuję całym sobą, że Żyję. I to jest w tym najpiękniejsze. Później człowiek jest wdzięczny każdego dnia po prostu za to, że żyje. Docenia każde najmniejsze dobro dookoła, nie marudzi, nie zajmuje się bzdurami, albo samodzielnie wymyślonymi problemami, tylko oddycha głęboko i cieszy się tym co jest po prostu dookoła.
MRE: A czy pływanie na morzach i ocenach możemy w takim razie porównać w jakikolwiek sposób do żeglugi śródlądowej?
CA: Z jednej strony naturalną różnicą jest wielkość akwenu, przestrzeń wokół, ale zarówno żegluga morska jak i śródlądowa są wyzwaniem. Oceany i duże morza, to wyższa szkoła jazdy dla bardziej wprawionych, ale nigdy nie należy bagatelizować sił natury. Ryzyko istnieje zawsze (w przypadku jezior np. szkwał na Mazurach z 2007 roku). Na jeziorze czy zalewie można się doskonale nauczyć żeglarstwa, bo jacht mieczowy jest czasem bardziej wymagający niż jacht morski z kilem. Ja prywatnie żegluję tylko na morzu, bo muszę mieć świadomość, że mogę w każdej chwili zmienić port, akwen, kraj a nawet kontynent. Nie muszę tego robić, ale to przyjemne uczucie, ze oddaję cumy i szpringi i mogę popłynąć w dowolne miejsce Świata.
MRE: Żeglowanie wydaje się być sportem kosztownym i wymagającym szczególnych umiejętności, a przez to dostępnym dla niewielkiej grupy ludzi. Czy wg Pana Polacy chętnie żeglują?
CA: Żegluga morska jest ciągle mniej popularna wśród Polaków. Z pewnością wymaga większych nakładów finansowych i czasu. Choć widać nas w Grecji, Chorwacji czy nawet na Karaibach. Coraz większą popularnością cieszy się natomiast żegluga śródlądowa. Sport robi się coraz bardziej popularny ze względu na bogacenie się klasy średniej. Z roku na rok, więcej osób dysponuje swoją łodzią, na której spędza wakacje z rodziną i przyjaciółmi. Najbardziej oczywistym miejscem do uprawiania żeglarstwa w Polsce są oczywiście Mazury. Dzięki naturalnym uwarunkowaniom oraz coraz lepiej rozwiniętej infrastrukturze (mariny, śródlądowe drogi wodne) Kraina Wielkich Jezior to niewątpliwie królestwo tego sportu w kraju. Wielu żeglarzy rozpoczyna swoją podróż w Węgorzewie – mieście określanym jako Północne Wrota Mazur. Prowadzi przez Mikołajki, po Ruciane-Nidę i Jezioro Nidzkie na południu, wraz z odgałęzieniem wschodnim na Śniardwy oraz Roś i północno-zachodnim na Jezioro Ryńskie. To piękny akwen.
MRE: Czy zauważył Pan jakąś zmianę zachowań wśród znajomych, przyjaciół w związku z COVID?
CA: Przez pandemię i wiążące się z tym ograniczenia w podróżowaniu, mogliśmy na nowo odkryć piękno naszego kraju w tym popularnych szczególnie w okresie letnim Mazur i docenić ich uroki. Ludzie szukają swojego miejsca i chcą pozostać w nim na dłużej. Szukają spokoju, przestrzeni blisko natury. Niektórzy przeprowadzają się na stałe, inni znajdują swój drugi dom. Odwiedzając Mazury na chwile znajdują swoje miejsce na ziemi.
MRE: W tej kwestii z pewnością musimy się z Panem zgodzić. Od kilku miesięcy prowadząc sprzedaż apartamentów nad Jeziorem Mikołajskim oraz w Węgorzewie dostrzegamy wyraźny trend pokazujący, że szczególnie osoby zamieszkujące większe miasta poszukują miejsca, do którego będą mogły udać się na dłuższy wypoczynek lub po prostu traktować je jako swój drugi dom. Dla osób szukających apartamentów w celach zakupowych istotne stało się, że zyskują własną przestrzeń, nieporównywalnie większą do tej oferowanej w hotelach. Ważne jest również posiadanie dodatkowych udogodnień jak prywatny ogród czy aneks kuchenny dający w pewnym sensie poczucie niezależności.
Kapitanie, wracając jeszcze do tematów wielkich wypraw. Rejsy po morzach i oceanach wydają się być nieosiągalne dla mniej doświadczonych. Czy gdyby taka osoba chciała wyruszyć w podróż z Panem, ma taką możliwość?
CA: Tak. Wystarczy się ze mną skontaktować poprzez moją stronę internetową captainandy.co. Wtedy okaże się, ze cały świat stoi przed nami otworem. Możemy wybrać właściwie dowolny kraj i akwen na naszej cudownej planecie i tam pożeglować. Kiedy jeśli nie w tym życiu, jeśli nie teraz? Podróż ze mną można zacząć od inspiracji czyli lektury mojej książki. Jestem też otwarty na spotkania w większym gronie by porozmawiać nie tylko o żeglarstwie, ale i o filozofii dobrego życia i naszym miejscu we wszechświecie.
MRE: Dziękuję za rozmowę
Captain Andy, Andrzej Jankowski, żeglarz, pisarz, podróżnik i miłośnik życia. Absolwent uniwersytetów Oksfordzkiego i Warszawskiego. Aktywny uczestnik przemian w Polsce i Europie. W przeszłości rzecznik podziemnego Niezależnego Zrzeszenia Studentów UW i jego szef w Instytucie Dziennikarstwa, członek Komisji Uczelnianej i uczestnik strajków. Pracownik biura prasowego Solidarności podczas obrad Okrągłego Stołu. Po wyborze Lecha Wałęsy na Prezydenta RP współtwórca jego biura prasowego, a następnie szef protokołu. Odpowiedzialny m.in. za wizyty zagraniczne głowy państwa w Stanach Zjednoczonych, Rosji, Egipcie, Hiszpanii i Niemczech. Wiceszef i szef gabinetu Ministra Spraw Zagranicznych. Dyplomata. Obecnie, po kilkunastu latach przygotowań i często ekstremalnie ciężkich rejsów od Bałtyku i Morza Północnego i Śródziemnego, po Spitsbergen, gorące Karaiby, Seszele czy Tajlandię – jako kapitan Royal Yachting Association i własnego jachtu żaglowego SY Malena – w niezwykłej i nie kończącej się podróży dookoła świata. Inspirujący Ambasador Życia.